Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Fałsz Politycznych Frazesów - Rolnictwo

Państwo powinno wspierać rolnictwo — kręgosłup Ameryki. Państwo powinno stabilizować rynki rolnicze.

Fałsz Politycznych Frazesów - Rolnictwo
VII. PRZEMYSŁ ROLNY

Rozdział 61. „Państwo powinno wspierać rolnictwo — kręgosłup Ameryki."

Ze względu na uzależnienie od pogody oraz nieprzewidywalne warunki rynkowe ryzyko stanowi istotną cechę rolnictwa. Dlatego też mówi się, iż interwencja państwa jest dobroczynna, ponieważ pomaga rolnikom stawiać czoło niepewności i skutecznie konkurować na rynku, tak w kraju jak i za granicą. Można dyskutować z tym stwierdzeniem na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze łatwo wykazać, że programy rolnicze funkcjonują nie ze względu na „interes publiczny", lecz pod wpływem „mlecznych", „cukrowych" i innych rolniczych grup nacisku. Po drugie, państwowe próby stabilizowania rolnictwa są udaremniane w wyniku kolizji z podskórnymi problemami informacyjnymi i motywacyjnymi, które są nierozerwalnie związane z mechanizmami politycznymi.

Silne zaangażowanie rządu federalnego w rolnictwo amerykańskie trwa już od dłuższego czasu. Pięćdziesiąt lat temu, w czasie Wielkiego Kryzysu uruchomiono liczne programy Nowego Ładu Roosevelta, takie jak na przykład podtrzymywanie cen, subsydia kredytowe, kupony na żywność i inne formy subsydiowanych działań „żywnościowych". Wydatki na te programy, sięgające około 65 miliardów dolarów w roku podatkowym 1993, rosły systematycznie w czasie ich funkcjonowania, pomimo tego, że warunki gospodarcze zmieniły się w tym samym czasie w sposób istotny.

Istnieje olbrzymi rozziew pomiędzy tym, co się mówi o pomocy rządowej świadczonej rolnictwu, a rzeczywistością programów rolniczych. Zastanówmy się, na ile poniższa grupa frazesów znajduje potwierdzenie w rzeczywistości.

Programy rolnicze są korzystne dla całego społeczeństwa.

Gdyby zniesiono programy rolnicze, podatnicy zyskaliby na tym, a konsumenci mogliby kupować wiele produktów żywnościowych po cenach dużo niższych od tych, które obecnie płacą. Na przykład ograniczenia w postaci kontyngentów, nakładane na import, służą do prawie dwukrotnego zawyżenia ceny cukru na rynku krajowym w stosunku do poziomu światowego.

Subsydia rolnicze są konieczne, by pomóc drobnym rolnikom.

W rzeczywistości na programach rolniczych bardziej korzystają wielcy farmerzy. Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (United States Department of Agriculture) przyznaje, iż dwie trzecie rządowych sum przydziela się 15%, najbogatszym, spośród farmerów Ameryki, a średni dochód z farm produkujących żywność „przemysłowo" jest o 25% wyższy niż średni dochód rodziny amerykańskiej95. Co więcej, w przypadku drobnych rolników przeciętnie cały ich dochód pochodzi ze źródeł pozarolniczych.

Rządowe programy rolnicze sprawiają, że rolnictwo staje się bardziej rentowne.

Programy rolnicze dostarczają jedynie chwilowych zysków i nie czynią nic, by podnieść opłacalność w dłuższej skali czasu. Spodziewane zyski z wyższych cen produktów, jakie otrzymują rolnicy, szybko są pochłaniane przez wyższe ceny ziemi, koszty upraw ł inne wydatki rolnicze. Stąd tylko ci, którzy posiadają gospodarstwa specjalistyczne, zyskują na programach rządowych, kiedy ceny produktów rosną, jako że przystępujący do tych programów później odkrywają, iż spodziewane zyski z subsydiów rządowych znoszone są wyższymi kosztami produkcji rolniczej.

Rząd może zmniejszyć ryzyko produkcji rolniczej nie obciążając podatników.

Twierdzi się, że można stabilizować rynki, nie obciążając konsumentów, poprzez ustalenie dolnej granicy cen na konkurencyjnym poziomie rynkowym. W rzeczywistości rządowi planiści w żaden sposób nie są w stanie określić, jaka będzie cena równowagi rynkowej, zanim nastąpią siewy. Ponadto nie należy oczekiwać, że urzędnicy państwowi będą mieli tak dokładne informacje, dotyczące warunków podaży i popytu, jakie mają uczestnicy rynku, angażujący na tym rynku swoje własne pieniądze. Jednakże nawet gdyby urzędnicy byli w stanie określić przyszłe warunki rynkowe, można sądzić, że celowo ustalą cenę powyżej poziomu konkurencyjnego, starając się zdobyć poparcie wyborców (lub inne korzyści polityczne).

Jednym słowem państwowe programy rolnicze tak naprawdę deformują sposób wykorzystania środków i często powiększają raczej niż zmniejszają niestabilność rynku. Jeżeli przeanalizujemy sytuację, to łatwo okaże się, że to właśnie działania władz odpowiadają za pojawienie się momentów braku stabilizacji na rynkach rolniczych, z podkreśleniem jako głównych przyczyn niestabilności inflacyjnej polityki monetarnej i podatkowej, subsydiowanych kredytów i restrykcji handlowych.

Jeśli zatem na programach rolniczych zyskuje niewielu kosztem wielu, dlaczego istnieją one już od pół wieku? Otóż po pierwsze dlatego, że mechanizmy polityczne często dopuszczają do głosu małe grupy, mające na celu uzyskanie silnie skoncentrowanych korzyści przy bardzo rozproszonych kosztach. Na przykład zyski z programu ochrony krajowych producentów cukru urastają średnio do kwoty ponad 200 000 dolarów rocznie na każdego producenta cukru oraz produktów pochodnych, co pozostaje w ostrym kontraście do obciążeń. Przy średnim rocznym spożyciu cukru, wynoszącym mniej niż 50 kilogramów na osobę, koszty ponoszone przez średnią rodzinę amerykańską są niższe niż 100 dolarów rocznie. Zatem nic dziwnego, że to raczej interesy cukrowników niż konsumentów wygrywają powtarzającą się batalię polityczną, kiedy co roku w Kongresie dyskutuje się nad programem ochrony krajowych producentów cukru.

Po drugie działania polityczne są zorientowane „na krótką metę". Politycy preferują programy, które przynoszą korzyści szybko i beneficjenci są zadowoleni — koszty zaś odczuwane są jak najpóźniej (najlepiej dopiero po następnych wyborach!). A właśnie eliminacja wszelkich programów ochrony i subsydiowania rolnictwa musiałaby spowodować koszty odczuwalne natychmiast — przy korzyściach pojawiających się powoli. Rezygnacja z ochrony na przykład krajowych producentów cukru spowodowałaby natychmiastowy spadek zysków cukrowników.

Po trzecie ustawodawcy mają motywację, by zbyt dużo wydawać, ponieważ budżet federalny jest jak morze czy powietrze — nikt go nie posiada, ale wielu ma do niego dostęp, gdyż stanowi wspólną własność. Taka sytuacja prowadzi do dystrybucji funduszy państwowych w drodze protekcji pomiędzy wyborców (w oryginale pork barrel (beczka wieprzowiny), co w pewnym stopniu odpowiada polskiemu idiomowi „kiełbasa wyborcza". Różnica polega na tym, że pork barrel oznacza beneficja, jakie uzyskują wyborcy danego polityka po jego wyborze, w wyniku faworyzowania ich przy rozdziale funduszy państwowych. Ponieważ politykowi przysparza to wielorakich korzyści, przede wszystkim jednak poparcia w kolejnych wyborach, uważane jest za działanie na rzecz własnej reelekcji na koszt państwa, co oznacza w praktyce na koszt wszystkich podatników [red.].), w efekcie czego zyski obejmują mieszkańców danego rejonu, zaś koszty ponoszą wszyscy podatnicy w Stanach Zjednoczonych. Stąd głosujący na danym obszarze, zdając sobie sprawę z tego, że pieniądze federalne nie wydane lokalnie będą przesłane gdzie indziej, naciskają nawet na najbardziej konserwatywnych członków Kongresu, żeby „sprowadzili wieprzowinę do domu” (właśnie pork barrel — beczkę wieprzowiny).

Czy konieczne są interwencje rządowe, mające wesprzeć i ustabilizować rolnictwo? Nie. Działalność gospodarcza rolników może być z powodzeniem regulowana przez mechanizmy konkurencji na wolnym rynku, czego dowodzi fakt, że ponad połowa wszystkich płodów rolnych w USA jest produkowana i sprzedawana jedynie na podstawie sygnałów płynących z rynku. A przy tym w miarę jak wzrasta uzależnienie rolnictwa Ameryki od międzynarodowego handlu i rynku produktów rolniczych, programy ochrony krajowego rolnictwa redukują konkurencyjność amerykańskich produktów rolniczych i coraz bardziej działają na niekorzyść produkcji rolnej.

Podsumowując, można stwierdzić, że interwencje rządowe w rolnictwie tłumaczyć należy raczej jako „niepowodzenie rządu" niż jako „niepowodzenie rynku". W rzeczywistości jedynie poprzez mechanizmy wolnego rynku nasze narodowe zasoby rolnictwa mogą być użyte najbardziej efektywnie i najlepiej służyć rolnikom, konsumentom oraz podatnikom.

E.C. Pasour, Jr - Przełożył Jan Kłos

Rozdział 62. „Państwo powinno stabilizować rynki rolnicze."

Wydajność przemysłu rolniczego, uzależniona od zmienności pogody i plonów, jest wysoce zmienna — co z kolei prowadzi do fluktuacji cen. To zaś z kolei sprawia, że rolnicy domagają się od rządu ingerencji i „ustabilizowania" rynków rolniczych (rzecz jasna, w imieniu konsumentów); są to prośby, których rząd bardzo chętnie słucha. Jednakże skutkiem jest „stabilizacja" nie rynków, a cen daleko powyżej tego, co wyprodukuje rynek, jako że kontrola rządu opróżnia kieszenie konsumentów w imieniu producentów, zapobiegając naturalnym reakcjom wolnego rynku, jakie mogłyby równoważyć koszty i ceny.

Jednym z obszarów, w którym owa państwowa „stabilizacja" z ramienia producentów przejawia się drastycznie jest regulacja marketingowa, ustanowiona dla producentów cytrusów. Regulacja ta tworzy kartele plantatorów cytrusów, składając w ich ręce władzę równą władzy rządu. Ustanawia ona zarządzające komitety producentów, w których reprezentacja poszczególnych producentów zależy od ich wielkości. Prowadzi to do takiej dominacji firmy Sunkist, że raport Zarządu Drobnej Przedsiębiorczości (Small Business Administration) z roku 1982 stwierdza: „Roczna polityka marketingowa Administracyjnego Komitetu Cytrynowego (The Lemon Administratve Committee) rozpoczyna się w Sunkist". Komitet ten ma prawo ustanawiania tygodniowych kontyngentów i ograniczania ilości świeżych pomarańcz i cytryn, jakie może sprzedać każdy plantator. Pomimo uzasadnienia, kryjącego się za polityką stabilizacji cen, zakładającego, że plantatorzy nie są zdolni do racjonalnego wprowadzania na rynek swoich plonów bez pomocy rządu, rzeczywistym skutkiem restrykcji i kontyngentów jest wzrost cen świeżych cytrusów. Świeże owoce, które w wyniku ograniczeń nie mogą być sprzedane, muszą zgnić lub zostać przerobione na soki i inne mniej dochodowe produkty pochodne.

Niestety ta „stabilizacja rynkowa" nie osiąga założonych celów. Badania wykazały, iż ceny cytryn wahają się bardziej niż ceny innych owoców nie objętych regulacjami marketingowymi (np. grejpfrutów, limon i pomarańczy z Florydy), których rynki z pewnością nie są chaotyczne. Letnie ceny cytryn niekiedy dwukrotnie przewyższają ceny zimowe, jako że ogranicza się gwałtownie ich sprzedaż w okresie najwyższego popytu w miesiącach letnich (i również dlatego, że Sunkist blokował technologię pakowania w folie termokurczliwe, tak by sezon efektywnej sprzedaży cytryn nie uległ rozszerzeniu). Nawet badania Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych (United States Department of Agriculture) z 1981 roku, departamentu, którego istnienie zależy właśnie od kontynuacji takiej antykonsumenckiej polityki, ujawniły, że tego rodzaju regulacje marketingowe w rzeczywistości zwiększyły fluktuację cen przez hamowanie umów zawieranych z wyprzedzeniem na przyszłe rynki, które to umowy od dawna stanowią skuteczny mechanizm redukowania skoków cen. Badania przeprowadzone przez Biuro Zarządzania i Budżetu (Office of Management and Budget — OMB) z 1982 roku doprowadziły do podobnych wniosków. Wyniki tych badań do tego stopnia zagroziły monopolowi Sunkist na rynku cytrusowym, że firma ta nakłoniła Kongres do wydania zakazu dalszych badań przez OMB skutków regulacji marketingowych.

Obrońcy regulacji odrzucają zarzuty masowego marnotrawstwa, chociaż ogromny procent zmarnowanych plonów na rynku cytrusów należy do codzienności. Plantatorzy pomarańcz zostali zmuszeni do sprzedawania 40% swoich zbiorów na przetwory albo pozostawienia ich do zgnłcia, w przypadku cytryn zaś wskaźnik ten zbliżył się do 75%. Przykładowo w roku 1983 tylko 60% zbiorów pomarańczy dopuszczono do sprzedaży jako owoce świeże, zaś ponad 50% zbiorów cytryn przeznaczono na przetwory, zamiast je sprzedać amerykańskim konsumentom jako świeże owoce.

Obecnie niewiele owoców pozostawia się na zgnicie. Niemniej wynika to tylko z tego, że owoce, które nie mogą być sprzedane świeże, są sprzedawane do jakiegoś innego, mniej wartościowego użytku, dopóki ceny ze sprzedaży będą przewyższały koszty produkcji. Jak to ujął jeden z satyryków — dzisiaj możesz znaleźć sok cytrynowy we wszystkim oprócz lemoniady. Niestety większość świeżych owoców jest nadal marnowana poprzez kierowanie ich na rynek mniej wartościowych przetworów.

Obrońcy regulacji marketingowych dowodzą także, że nie obniżają sprzedaży, ponieważ produkcja znacznie wzrosła. Wszelako wielkość produkcji to nie to samo co ilość sprzedanych świeżych owoców w sytuacji, w której sprzedaż jest bardzo ograniczana. W rzeczywistości tylko dlatego, że zarządzenia marketingowe nie pozwalają plantatorom na sprzedaż większej ilości świeżych owoców, akceptują oni niższe ceny w zamian za trzecią część swoich zbiorów, które w większości przeznaczone są na inne rynki (dobrowolnie przecież nie sprzedawaliby za 10 dolarów na jednym rynku czegoś, co mogliby sprzedawać za 20 na innym).

Regulacje marketingowe podnoszą ceny świeżych owoców cytrusowych o 30 do 40%. Wobec tego faktu nie pomagają nawet propagandowe wysiłki lobby przemysłu cytrusowego, dowodzącego że ograniczenie zarządzeń marketingowych spowodowałoby drastyczne straty producentów i ignorującego całkowicie to, że zarządzenia te nie pozwalają obecnie konsumentom na zyski wynikające z niższych cen. Ponadto powyższy argument oznaczałby, że w ogóle nie sposób zrezygnować z jakiejś polityki rządowej, która okrada konsumentów, bo zawsze krzywdziłoby to tych, którzy na tej polityce zyskują.

Nawet eksportowanie nadmiaru produkcji cytrusów po zaniżonych cenach traktuje się raczej jako zysk niż marnotrawstwo. Różnica cen netto świeżych owoców, jakie można kupić w Stanach Zjednoczonych i, na przykład, w Japonii (która importuje te owoce, pomimo 40% cła na pomarańcze) wskazuje, że eksport do Japonii to nic innego jak marnotrawstwo. A jednak członkowie kartelu cytrusowego wskazują jedynie na dochody wynikające z eksportu i twierdzą, że sprzedaż produktu krajowego o wartości 15 000 dolarów do Japonii za 9 000 dolarów daje 9 000 dolarów zysku dla amerykańskich producentów — nie ujawniając 6 000 dolarów strat.

Zarządzenia marketingowe w rzeczywistości zwiększają marnotrawstwo stymulując produkcję. Wysokie ceny za świeże owoce, które są skutkiem takiej polityki, opartej o kontyngenty sprzedaży proporcjonalne do wielkości produkcji, zachęcają plantatorów do uprawiania jak największej ilości owoców, które będą przeznaczone na przetwory, by uzyskać prawo sprzedawania większej ilości świeżych owoców (dla cytryn stosunek ten wynosi w przybliżeniu cztery owoce na przetwory przy jednym sprzedanym jako świeży). Te zawyżone ceny prowadzą także do zaburzeń na rynku, który pomimo wysokiej produkcji krajowej i dużego eksportu, zachęca do importu owoców cytrusowych do Stanów, co dodatkowo obniża sprzedaż owoców amerykańskich; w konsekwencji owoce amerykańskie zostają zepchnięte na mniej wartościowe rynki.

Gdyby jakaś prywatna grupa zechciała zorganizować kartel przemysłu owocowego kosztem konsumenta, przegrałaby, bowiem nie zdołałaby przeprowadzić korzystnych dla siebie regulacji prawnych i obronić się przed konkurentami. Presja rynku zniszczyłaby jej wysiłek. Inaczej jest w przypadku państwa. Zatem, jak to zresztą czyni wiele gałęzi przemysłu, producenci cytrusów odciągnęli rząd od jego właściwej, prawnej roli — czyli obrony praw własności i dobrowolnych umów — i wykorzystali w ten sposób, że stał się ich instrumentem grabieży gwarantowanej przepisami. Powtórzmy jeszcze raz: za retoryką rządowej dobroci nakierowanej na pokonanie „niepowodzeń rynku" nie ma nic, poza zorganizowaną próbą użycia własnych możliwości przymusu — by kraść.

Gary G. Galles - Tłumaczył Jan Kłos


Data:
Kategoria: Gospodarka

Grzegorz Świderski

Pupilla Libertatis - https://www.mpolska24.pl/blog/gps111

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.